Recenzja serialu

The Midnight Gospel (2020)
Mike L. Mayfield
Pendleton Ward
Duncan Trussell
Phil Hendrie

Just be here now

Wiele zarzuca się twórcom "The Midnight Gospel". Że skupiają się na treści, zaniedbując animację. Że forma, na którą się zdecydowali, jest banalna i nieodpowiednia względem istotności poruszanych
Wiele zarzuca się twórcom "The Midnight Gospel". Że skupiają się na treści, zaniedbując animację. Że forma, na którą się zdecydowali, jest banalna i nieodpowiednia względem istotności poruszanych problemów. Że treść, którą kreują, jest snobistyczna i zdaje się mówić do widza: "I co, nie rozumiesz? Bo to nie jest serial dla głupich!" Że "pseudointelektualista to pisał". Że "niezrozumiały bełkot, który tylko liże najważniejsze tematy, a w gruncie rzeczy sprowadza się do kolejnej wulgarnej animacji dla dorosłych o narkotykach, prokrastynacji, seksie i eskapizmie. Cytując klasyka: "You’re all wrong, that’s the joke".

Twórcy "The Midnight Gospel", Pendleton Ward i Duncan Trussell, zrobili rzecz absolutnie godną uwagi i podziwu: wykreowali bohatera bardziej ludzkiego niż ktokolwiek, kto chodził po planecie Ziemia.

Clancy (dubbingowany przez samego Trussella) jest esencją tego, co z człowieka zostaje po podjęciu wyzwania wiecznej tułaczki i ucieczki przez realnym życiem. To resztki człowieczeństwa chcące funkcjonować maksymalnie normalnie mimo niezwykłości, które go otaczają, a jednocześnie to dziecko, które wciąż chodzi po świecie z otwartymi ustami i zadaje pytania. To niekwestionowany mistrz własnego uniwersum w prokrastynacji i przeciętności, a jednocześnie istota obdarzona niezwykłą charyzmą, od której aż chce nam się go słuchać.

Wreszcie Clancy to wasz ulubiony podkaster prowadzący renomowany program "Ewangelia Północna" (tłum. The Midnight Gospel) słuchany przez zawrotną liczbę subskrybentów – tj. przez jednego.

Ludzkość naszego bohatera objawia się właśnie podczas każdej podróży w celu nagrania nowego odcinka owego kosmokastu – wtedy za pomocą nielicencjonowanego symulatora wszechświatów udaje się na jedną z wielu planet by znaleźć nowego rozmówcę. Clancy zawsze zdaje się odchodzić do wszystkiego cynicznie i z dystansem – co uwydatnia chociażby w pierwszym odcinku, kiedy całą swoją podróż kończącą się dramatyczną śmiercią i apokalipsą odwiedzanej planety kwituje słowami: 

Cholera, przyjaciele. Widzieliście? Wyrwane wnętrzności, a jednak tu jestem – cały i zdrowy. Dziękuję bardzo, wspaniali mieszkańcy wieloświata, za wysłuchanie «Ewangelii Północnej». 

Trudno mieć do niego o to pretensje – wraz z upływem kolejnych odcinków poznajemy całe zaplecze wspomnień Clancy’ego i orientujemy się, że jego sytuacja życiowa jest pogmatwana i nieciekawa – rolę kamienia u nogi pełni tu jego siostra, która jako jedyna wciąż trzyma go przy obrazie dawnego życia. Są jednak momenty, kiedy udaje nam się poznać «prawdziwego» Clancy’ego – wtedy, gdy zaczyna mówić.

Wszystkie odcinki "Ewangelii Północnej" są fragmentami rzeczywistych rozmów, które odbyły się podczas zagrywek do podkastu Trussella "The Duncan Trussell Family Hour". Struktura, okoliczności, w których są one nagrywane przez Clancy’ego, i niekiedy słownictwo mogą stanowić dowód na to, jak brutalny potrafi być serial (i widzimy to już w pierwszym odcinku podczas apokalipsy zombie), jednak niezaprzeczalnie jest w nich coś, co sprawia, że oddajemy się im pełni podziwu. 

Poczucie groteski i sprzeczności, które zakwita w widzu, gdy na raz doświadcza głębokich rozmów na egzystencjalne tematy przy jednoczesnym podziwianiu popisu przepełnionej przemocą, krwią i halucynacjami animacji, jest niemożliwe do opowiedzenia. "The Midnight Gospel" to wszystko, o co baliście się spytać waszego dealera. To ta jedna tajemnica, której wasza matka nigdy wam nie zdradzi. To sekret przekazany wam przez pozbawionego języka więźnia międzygalaktycznego więzienia.

Zobaczycie wszystko – od śmierci po narodziny nowego świata. Każdy świat, do którego zabiera nas Clancy, jest niezapomniany, kruchy, niepoznany, dobiegający do finiszu, a jednocześnie odradzający się na nowo. Królem tego wieloświata jest nasz bohater – bardziej z krwi i kości niż ktokolwiek inny. Często postępujący bardziej dziecinnie niż pięciolatek, któremu ktoś dał do zabawy pistolet na wodę, niekiedy wybierający nową planetę pod kątem orgii, która tam na niego czeka, jednak zawsze taki, jakim nie chcemy być, ale jakim staliśmy się dawno temu.

"The Midnight Gospel" to popis genialnie wykorzystanego potencjału. To ofiarowana widzowi w prezencie podróż, która bezsprzecznie go odmieni. Brakuje mi słów na ten serial. Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy. 

PS. Dla wszystkich antyfanów wszelako pojętego dubbingu mam złe wieści – zdecydowanie należy obejrzeć tę produkcję w polskim wydaniu. Oryginalne wykonania piosenek mają się nijak do kreacji utalentowanego Karola Osentowskiego, a głosy, które zostały użyczone Clancy’emu, gościom jego kosmokastu i Symulatorowi nadają im wyjątkowego charakteru, którego – o dziwo – niekiedy brakuje nawet oryginalnym aktorom. Miłej uczty!
1 10
Moja ocena serialu:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, jaki twór powstanie po zmieszaniu ze sobą takich produkcji jak... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones